X  Używamy plików cookie i podobnych technologii w celach statystycznych. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.  Dowiedz się więcej. 

„Biały potok”, czyli współczesna komedia omyłek

Z czego śmieją się współcześni Polacy? Reżyser „Białego potoku” pokazywanego w paśmie From Poland na 19. MFF Tofifest. Kujawy i Pomorze stwierdził, że śmieją się z samych siebie, z innych, po prostu: z ludzi. Według słów Michała Grzybowskiego film miał ukazywać ludzi takimi, jakimi są. Miał być tak śmieszny, jak i tragiczny. Czy to, co reżyser powiedział o swojej produkcji po seansie rzeczywiście znalazło odzwierciedlenie na ekranie? O tym opowiadamy dwugłosem damsko-męskim w dalszej części tekstu.

O fabule od niej

Dwa małżeństwa i dwa domy, które dzieli jedynie osiedlowa ulica. Z początku wydaje się, że przyjaźni Ewy, Michała, Kasi i Bartka nic nie może popsuć. Wrażenie to pryska jednak już po kilku minutach filmu. Para nr 1: Ewa i Michał wiodą dostatnie życie, które aktualnie kręci się wokół oczekiwania na przyjście na świat ich drugiego dziecka. Para nr 2: Kasia i Bartek żyją zbliżającym się wyjazdem na wakacje, jednak na przygotowania do podróży cieniem kładą się ogromne problemy finansowe.

Kiedy po jednej z suto zakrapianych imprez Kasia zdaje się zbliżać do Michała, Ewa nabiera podejrzeń co do wierności swojego męża. Co gorsza, Kaśka wkurza się na wieść o tym, że jej mąż ponownie popadł w długi i wyznaje mu, że ma romans z sąsiadem. Odtąd już nic nie jest takie, jak było. Ewa i Bartek przekonani są o niewierności małżonków, Kasia nie zamierza przyznać się, że skłamała, a Michał – mimo heroicznych wysiłków – nie potrafi rozwikłać tego problemu. A sytuacja obu par staje się coraz to bardziej skomplikowana.

O fabule od niego

Tragikomedia pomyłek w teatralnym stylu. Po takim opisie chyba już każdy będzie wiedział, czy ten film jest adresowany do niego. „Tragikomedia”, gdyż – według zamiaru reżysera – miał to być dramat, ale wyszło dość zabawnie. Spragniona komedii publika odnalazła dość udane gagi. „Pomyłek”, gdyż znajdujemy tu nową odsłonę zgranego motywu: kilku bohaterów – na skutek kłamstw, wybujałej wyobraźni, wyrywania z kontekstu – buduje pomiędzy sobą prawdziwą siatkę nieporozumień. Od początku czuć, że dzięki temu zmierzamy do momentu, kiedy wszystko poplącze i zagmatwa się na tyle, że deus ex machina będzie dla fabuły niezbędne. „W teatralnym stylu”, gdyż 99% wydarzeń rozgrywa się w salonach dwóch domostw naprzeciw siebie (lub na ulicy pomiędzy nimi).

Ewa i Michał zapraszają do siebie Kasię i Bartka na wspólne celebrowanie dziesięciolecia przyjaźni (i „wspólnego picia”, cytując Michała, w roli którego wystąpił niezrównany Marcin Dorociński). Z samej gry aktorskiej i sposobu tworzenia dialogów dobrze widać kto jest kim i w jakiej relacji pozostaje do trzech innych osób. Ewa jest w drugiej ciąży („musisz odpoczywać” będzie słyszała stale i przez cały film), ale to chyba nie jest wystarczające usprawiedliwienie jej apodyktycznego charakteru i ostrego temperamentu. Michał jest odpowiedzialnym ojcem i mężem, który jednak lubi poimprezować, a przy tym być frywolnym (co niezbyt podoba się żonie). Kasia lubi sobie wypić (co z niekłamaną satysfakcją Ewa będzie podkreślać w rozmowie z mężem). Bartek zaś wykazuje się dziwnym uzależnieniem od zadłużania się (reinterpretacja toposu hazardzisty?). Dodajmy tu dwa wątki: jedna z żon mówi swojemu mężowi, że zdradziła go z tym drugim, jeden z przyjaciół musi spłacić zadłużenie, więc idzie po pożyczkę do tego drugiego. Dorzućmy też znane motywy jak: para komicznych policjantów osiedlowych, wścibski sąsiad, posiadanie dzieci w tym samym wieku, brutalni i nieustępliwi wierzyciele-pseudogangsterzy, a otrzymamy odgrzewany kotlet, acz w nowej, chrupiącej i wykwintnej panierce.

Jej wrażenia

Film bywa momentami irytujący. Naiwne zbiegi okoliczności nie pozostawiają wątpliwości, że podobne sytuacje nie mogłyby wydarzyć się w rzeczywistości, dlatego trudno uwierzyć w słowa twórców, iż produkcja jest po prostu o życiu. Dodatkowo humor nie jest tak ambitny, jak reżyser twierdził na spotkaniu po sensie. W gruncie rzeczy żart nie należy do ambitnych: kobieta z wąsem, mężczyzna upadający z powodu nadmiaru procentów w krwiobiegu, czy kobieta w zaawansowanej ciąży truchtająca niczym kaczka.

Postaci są ze wszech miar przerysowane - wszystkie cztery (no, może Michał najmniej, dlatego tak się wyróżnia). To akurat zasługa aktorów, bo ewidentnie taki był zamysł reżysera, tak więc Marcin Dorociński, Agnieszka Dulęba-Kasza, Julia Wyszyńska i Dobromir Dymecki wykonali swoje zadanie koncertowo. Myślę, że niełatwo jest odegrać kłótnię małżonków, a ta czwórka zrobiła to naprawdę realistycznie. Generalnie obsada to największa zaleta tego filmu. Pytanie tylko, czy rzeczywiście charaktery postaci musiały być aż tak jednowymiarowe i względem siebie skrajne. Zabieg ten istotnie przypomina shakespearowską komedię, w której każdy protagonista ma na celu reprezentować sobą jakąś określoną przywarę. Niestety, w filmie osadzonym w XXI wieku na polskim osiedlu domków jednorodzinnych taki zabieg jest po prostu sztuczny.

Na spotkaniu z reżyserem również uwaga została zwrócona na silną teatralizację. Nie chodzi już tylko o rys postaci, ale także o bardzo ograniczoną przestrzeń, jak również powracające rekwizyty. Rzeczywiście teatralizacja w „Białym potoku” jest wszechobecna. I o ile ograniczenie przestrzeni do dwóch domów i ulicy jest zabiegiem ciekawym, to już zagrywka z nachalnie pojawiającą się strzelbą zdaje się zabiegiem wymuszonym.

Jego wrażenia

Kompletnie nic w konstrukcji tego filmu nie było dla mnie irytującym. Od początku dało się wyczuć jego klimat i kierunek, w który zmierza. Sprawia to, że fani tragikomedii i komedii pomyłek raczej dobrze odbiorą samą fabułę. Inna sprawa, że Ewa (grana przez Julię Wyszyńską) okazuje się postacią niesamowicie irytującą (z pewnością taka miała być, a zatem brawa dla aktorki!). Jeśli jednak pojęcie „komedia pomyłek” komuś zwyczajnie nie leży, to z pewnością nie jest on adresatem tego filmu. Nie uważam również, że przerysowanie (owszem, momentami bardzo wyczuwalne) działa na niekorzyść filmu. „Komedia” i „przerysowanie” to przecież synonimy. Inna sprawa, że sam reżyser wspominał później, iż miał to być dramat. Może więc to, o czym właśnie napisałem, stanowi odpowiedź na jego zdziwienie á propos reakcji widowni.

O czymś takim, jak wrażenia z filmu, można mówić na dwa sposoby, a więc z perspektywy obiektywnej i subiektywnej. Subiektywnie (czyli „jak na mój gust”) uważam film za zabawny i bawiłem się dobrze. Obiektywnie rzecz ujmując (czyli „jaki ten film jest”), należy powiedzieć, że jest to komedia – jak powiedziałem – sztampowa. Opiera się na znanych i zgranych schematach, jednak poddanych ciekawym reinterpretacjom, ukazaniu znanych motywów w nowej odsłonie. Im więcej takich komedii się widziało, tym lepiej jest się w stanie przewidzieć, co będzie dalej. Wiemy, że idealne relacje dwóch małżeństw znających się od lat zostaną zachwiane przez dziwny zwrot akcji. Wiemy, że początkowe nieporozumienia przerodzą się w tak zagmatwane relacje, że bez wspomnianego deus ex machina się nie obędzie. Wiemy, że ten sąsiad, co nocą wychodzi z psem i patrzy w gwiazdy sporo zamiesza w fabule (ku własnej satysfakcji). Wiemy, że ci dwaj policjanci są do niczego i w niczym nie pomogą. Wiemy też (uwaga: spojler!) że będzie happy end.

Na zakończenie od niej

Największą zaletą filmu jest doskonałe ukazanie kłótni małżeńskich – niejednokrotnie bezsensownych, polegających na wywrzaskiwaniu tego, co akurat ślina na język przyniesie. Kto choć raz taką sprzeczkę przeżył, zapewne będzie oglądał film z poczuciem dojmującego wstydu, uświadomi sobie bowiem, jak idiotycznie takie przepychanki wyglądają z perspektywy osoby trzeciej. Panie i panowie, okazuje się, że wartością dodaną „Białego potoku” jest aspekt dydaktyczny!

Niemniej to chyba wciąż za mało, by produkcji przyznać miano świetnej komedii, choć obejrzeć nie zaszkodzi, aczkolwiek zalecałabym duży dystans i brak wygórowanych oczekiwań przed seansem.

Na zakończenie od niego

Fani tragikomedii i komedii omyłek powinni czuć się dopieszczeni tym filmem. Jak wspomniałem parokrotnie – znamy te motywy, ale zostały poddane ciekawej reinterpretacji. Również wspomniana teatralność fabuły działa w tym kontekście na korzyść filmu. Nie jest klaustrofobicznie, nie mamy wrażenia sceny obrotowej, ale jest poczucie pewnej przytulności lokalizacji i zażyłości pomiędzy bohaterami.

Inna sprawa, że Dorociński kradnie całe show. Jak wspomniał reżyser Michał Grzybowski, już na etapie pisania scenariusza i dialogów tego filmu o niskim budżecie było jasne, kto w jaką rolę się wcieli i że należy pisać tekst pod danego aktora.

„Biały potok” do 12 lipca możecie obejrzeć na platformie VOD MFF Tofifest. Kujawy i Pomorze.

Kinga Mądraszewska
Marcin Pełka

W tym dziale również

Google Translate

Aktualności Tofifest