X  Używamy plików cookie i podobnych technologii w celach statystycznych. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.  Dowiedz się więcej. 

Gruzini w Toruniu – poniedziałek na Tofifest

Poniedziałek na toruńskim Tofifest upłynie pod znakiem ekspansji gruzińskich filmowców, polskich premier filmowych oraz tajemniczego nocnego widowiska Instytut B61: Operacja Slapstick.

Poniedziałek to dzień inauguracji pasma Nowego Kina Gruzińskiego. Na festiwalu pojawią się gruzińscy filmowcy: Levan Koguashvili, Teimuraz Purtseladze, Salome Sepashvili, Zviad Eliziani, Giorgi Gogiberidze, Tornike Bziava. Koguashvili jako reżyser filmu „Street days” startującego w głównym konkursie ON AIR spotka się osobno z widzami Teatrze Baj Pomorski. Spotkać można też będzie po projekcjach producenta najnowszego filmu Wojtka Kasperskiego „Otchłań”, Dawida Janickiego, reżyserkę konkursowego krótkiego metrażu „Julie and her guys” Fanny Jean Noel oraz znakomitego reżysera młodego pokolenia Marcina Sautera. Pokaże on na Tofifest swój debiut fabularny „Na północ od Kalabrii”. Sauter to bardzo ważna postać dla toruńskiego festiwalu. Tofifest promuje od lat jego filmy w ramach platformy kina regionalnego „Lokalizacje”. Rezyser wywodzi się bowiem z sąsiedniej Bydgoszczy.

Dzień wydarzeń zamknie INSTYTUT B61: OPERACJA SLAPSTICK. Towarzyszące Tofifest wydarzenie specjalne o interdyscyplinarnej, artystyczno naukowej, nakierowanej na film, naturze. Miejsce odbywania się B61 do końca pozostanie utajnione.

Ciekawie rysuje się też plan filmowy. Najciekawsze filmy poniedziałku to konkursowe: wspomniany STREET DAYS, reż. Levan Koguashvili, FIRST OF ALL, FELICIA z Rumunii w reż. Razvana Radulescu i Melissy de Raaf oraz ALTIPLANO w reżyserii duetu. Peter Brosens, Jessica Hope Woodworth [Niemcy/Holandia/Belgia]. Mocne kino dokumentu to gruziński THE LEADER IS ALWAYS RIGHT, reż. Salome Mashi. Będzie wymieniona już NA PÓŁNOC OD KALABRII reż. Marcin Sauter oraz kinowe klasyki – DIABŁY, Kena Russella w paśmie CAMP NOT DEAD, EDUKATORZY Hansa Weingartnera w paśmie FOCUS – JULIA JENTSCH oraz PRZYPADEK, reż. Krzysztof Kieślowski w towarzyszącym nagrodzie specjalnej dla Bogusława Lindy sekcji LINDA SPECIAL.

Julia Jentsch: Niemcy dopiero poczuły odwagę

Na chwilę wróćmy jeszcze do niedzieli. Julia Jentsch laureatka tegorocznego, Specjalnego Złotego Anioła Tofifest, piękna, młoda i nade wszystko utalentowana Julia Jentsch w drugi dzień Tofifestu spotkała się z widzami w Baju Pomorskim.

Widzowie z niecierpliwością oczekiwali spotkania z aktorką. Znana z takich filmów jak „Edukatorzy”, „Upadek”, czy „Obsługiwałem angielskiego króla”, polskiej publiczność dała się szczególnie poznać w filmie Małgorzaty Szumowskiej z 2008 roku pt: „33 sceny z życia”. Zdobywczyni wielu prestiżowych nagród takich jak Europejska Nagroda Filmowa za najlepszą rolę żeńską oraz Srebrnego Niedźwiedzia Berlinale z wielką życzliwością odpowiadała na pytania płynące ze strony publiczności.

Julia już pierwszego dnia, na Gali Otwarcia, gdzie odebrała Złotego Anioła, dała się poznać jako osoba skromna, o miłym wdzięku, doskonale korespondująca z widownią. Tak też było po projekcji „Sophie Scholl – ostatnie dni” [„Sophie Scholl – The final days”] . Gdy mówiła właśnie o tym filmie była szczera i skromna: „To było dla mnie, młodej aktorki, bardzo pouczające, zagrać tak ważną rolę”; nie używała komunałów i pustych frazesów: „Przez ostatnie pięć lat powstało w Niemczech wiele filmów poruszających trudny temat czasu II Wojny Światowej, po to, by pokolenie młodych Niemców dowiedziało się jak było naprawdę. Niemcy dopiero teraz poczuły odwagę, by o tym mówić”; „Celem reżysera nie było pokazanie osoby heroicznej, tylko zwykłej dziewczyny, która zbuntowała się przeciw reżimowi”; kiedy zaś gość z widowni opowiadał o tragicznych losach swojej najbliższej rodziny podczas wojny i o zamordowanym przez hitlerowców ojcu – Julia słuchała w skupieniu.

Filmy w jakich występowała Julia Jentsch nie bez powodu znalazły się w ofercie festiwalu. Każdy z nich zdaje się być bowiem realizacją hasła „Bo każdy ma w sobie bunt”. Niezwykły bunt widać w postaci wykreowanej we wspomnianym wcześniej filmie „33 sceny z życia”, który był przedmiotem wielu pytań, w którym Julia zagrała główną rolę: „Trochę obawiałam się współpracy z reżyserką, Małgosią Szumowską. Bałam się, że będzie ona chciała opowiedzieć tym filmem swoją bardzo osobistą, rodzinną historię. Okazało się jednak, że poprzez swoją historię, udało jej się opowiedzieć inną, mniej zaangażowaną w jej życie prywatne – nie była więc nasza współpraca aż tak trudna”.

Choć temat „Sophie Scholl…” prawie całkowicie zdominował spotkanie z Jentsch, pojawiły się też pytania dotyczące „Edukatorów”, w którym artystka grała niemalże równolegle: „Bohaterkę z Sophie Scholl i z Edukatorów łączy fakt, że obje chcą zmian. Buntują się”. Przypomnijmy, że film „Edukatorzy” będzie można zobaczyć już dziś, w Naszym Kinie o godzinie 13.00.

Wśród publiczności widać było bardzo silne emocje związane ze spotkaniem Julii. Wiele osób po prostu dziękowało jej za kreacje postaci, które wszystkich poruszają, wzruszają i zmuszają do myślenia. To niezwykłe jak wielka gwiazda kina europejskiego, która zyskała uznanie i prestiż potrafi w zupełnie zwyczajny sposób odpowiadać na pytania widzów bez cienia wyniosłości i chęci kreowania siebie.

Na koniec spotkania prowadzący Jarek Jaworski zapytał Julię o wrażenia związane z Toruniem: „How many cities can you love?” – żartobliwie odpowiedziała artystka, zaraz jednak wyjaśniając: „Toruń jest piękny, zwłaszcza w taką pogodę. Mam nadzieję, że tu wrócę”.

My też mamy taką nadzieję i razem z chłopcami, którzy po spotkaniu z wypiekami na twarzy mówili o swoim zauroczeniu piękną Julią (tak, tak! Podsłuchiwaliśmy!) oczekujemy na szybki powrót cudownej artystki znad Odry;)

Dziędziel, Borowski, Zero

Metropolia, miasto, szarość, codzienność, życie… Bohaterem może być każdy, ja, ty, taksówkarz, biznesmen, aktorka porno. Zapomnij o kolorach, plastikowym Disneylandzie, który próbuje sprzedawać nam telewizja, który być może, sam próbujesz tworzyć. W prawdziwym życiu nie ma na to miejsca. Rozejrzyj się, co widzisz?

Film „Zero” obnaża rzeczywistość odrzucając wszystko to co fałszywe. Ludzie, których losy splatają się w ciągu zaledwie jednej doby, tworzą obraz do bólu prawdziwy. Widzowie Tofifestu mieli okazję po obejrzeniu filmu spotkać się i porozmawiać z jego reżyserem Pawłem Borowskim i jednym z aktorów, Marianem Dziędzielem.

Zdawać by się mogło, że „Zero” jest filmem złożonym z wielu sekwencji, jednak w rzeczywistości jest to bardzo skrupulatnie zbudowana całość, która działa jak dobrze naoliwiony mechanizm. Sam reżyser uważa, że: „Wbrew pozorom jest to historia jednowątkowa, warto na ten film spojrzeć jako na całość. Nie należy patrzeć na niego jako na oddzielne wątki, gdyż jest to fragment jakiejś większej rzeczywistości. Wszyscy bohaterowie mają własne życie i problemy, z którymi muszą się borykać w samotności. Każdy z nas to zna. Niezwykłe jest jednak to, że reżyser nie skupia się na relacjach międzyludzkich. Są one ukazane płytko i powierzchownie. Za to jednostki widz ma okazję obserwować w najintymniejszych momentach. Zapytany z czego wynika taki właśnie obraz powiedział: „Mamy teraz do czynienia z zanikiem kontaktu. Komórka, facebook to wszystko wprowadza do naszych relacji efemeryczność. Nie ma w tym nic prawdziwego. Najciekawsze są momenty, gdy jesteśmy sam na sam ze sobą. Momenty takie są najprawdziwsze. Ja nie chcę oceniać swoich bohaterów, ja tylko ich pokazuję. Drobiazgi mówią wiele o nas. Z drobiazgów składa się codzienność. Z drobiazgów i banałów”.

Widzowie wstrząśnięci i zaskoczeni niektórymi z zachowań bohaterów chcieli się dowiedzieć skąd reżyser, który jest jednocześnie twórcą scenariusza, czerpał wzorce i swoje inspiracje: „Część bohaterów ma swój prawdziwy pierwowzór. Są oni w rzeczywistości bardziej przerysowani i kuriozalni. Sam spotkałem takich ludzi” – mówił Borowski.

„Zero” to film niezwykle brutalny. Rzeczywistość w nim składa się z ciemnych, brudnych rzeczy. Nie ma bohatera, który od początku do końca byłby naprawdę dobry. Każdy ma w sobie coś złego. O swoich inspiracjach Paweł Borowski odpowiedział w zaskakujący sposób: „Film ten powstał z przerażenia. Zobaczyłem pewne zjawiska, które są dla mnie niepokojące i pomyślałem, że są one na tyle ciekawe, że pokażę je widzom, bo filmu nie robi się dla siebie”.

Marian Dziędziel opowiadał głównie o pracy nad swoją postacią. Sam określił ją jako „obleśnego taksówkarza”, którego każdy miał okazję kiedyś spotkać. Ponadto chwalił bardzo zaangażowanie Pawła Borowskiego w pracę z aktorami nad każdą z ról.

Na koniec spotkania reżyser podziękował za udział w ciekawej dyskusji, a pytany o dalsze plany obiecał, że niedługo będziemy mieli okazję zobaczyć jego kolejny film.

Niemieccy pedofile, polskie „Świnki”

„Życzę miłego seansu, choć sam film nie jest miły” – tymi słowami zaprosił wczoraj na seans „Świnek” sam reżyser – Robert Gliński. A duża sala w Baju Pomorskim była wypełniona po brzegi. To było mocne, bardzo niepoprawne społecznie kino – po spotkaniu z Robertem Glińskim i Filipem Garbaczem

Bohaterem filmu „Świnki” jest Tomek (w tej roli Filip Garbacz), szesnastoletni chłopak żyjący z rodzicami i siostrą w bloku tuż przy granicy. Pewnego dnia Tomek poznaje tajemnicę swojego szkolnego kolegi, Ciemnego. On i kilku innych nastoletnich chłopców sprzedają się za pieniądze niemieckim pedofilom.

„To nie jest komedia romantyczna (…). Nie jest to też film dla ludzi z blokowiska. Kieruję go raczej do inteligencji, do studentów” – o wadze i złożoności problemu starał się przekonać po projekcji Gliński (który notabene nie raz już poruszał trudne, społeczne problemy, by wymienić choćby głośny: „Cześć Tereska”) – „Badania socjologiczne udowodniły, że dla 50% młodych ludzi z miejscowości przygranicznych zarabianie pieniędzy przez oferowanie usług seksualnych to praca, jak każda inna”.

Nie zabrakło pytań z widowni, także do młodego Filipa Garbacza, zwłaszcza o to, jak poradził sobie z zagraniem tak trudnej roli: „Z Lednicy na Love Parade – to był trudny, emocjonalny trip młodego marzyciela – jak wykreowałeś swoją postać?” „Odegrałem to co było napisane w scenariuszu. I tyle” – odpowiadała wschodząca młodzieżowa gwiazda polskiego kina [obecnie ma już na koncie role u Holland, Łazarkiewicz i Sali].

Film porusza, odraża, budzi wielkie współczucie. „To są męskie «Galerianki»” – na spotkaniu nie zabrakło i tego porównania. Jednak, co dziwi, film nie podzielił sukcesu dzieła Katarzyny Rosłaniec. „To jest niepoprawnie społecznie kino, a problem nie jest znany. Nie sądzę, żeby ludzie masowo na niego poszli” – konstatował Gliński. Tym bardziej więc Tofifest trzyma kciuki za „Świnki” – film ten bowiem, razem z pozostałymi jedenastoma innymi, bierze udział w konkursie „From Poland” i, kto wie, może już w piątek otrzyma Nagrodę Publiczności.

BREAKING NEWS

„GALERIANKI” WYGRYWAJĄ FESTIWAL W HISZPANII
Pokaz na TOFIFEST: 1 lipca, 14:45, Baj Pomorski

Startujący na TOFIFEST w konkursie FROM POLAND debiut reżyserski Katarzyny Rosłaniec zatytułowany „Galerianki” zdobył główną nagrodę na 25. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym Cinema Jove, który odbył się Walencji. To drugie Grand Prix dla tego filmu na międzynarodowym festiwalu.

RÓŻYCZKA WYGRYWA FESTIWAL W MOSKWIE
Pokaz na TOFIFEST: 2 lipca, 22:30, Baj Pomorski

Jan Kidawa-Błoński otrzymał nagrodę Srebrnego Świętego Jerzego na festiwalu w Moskwie za reżyserię „Różyczki” . To kolejne znaczące osiągnięcie tego filmu, po Złotych Lwach, jakie obraz otrzymał na tegorocznym festiwalu w Gdyni.

Plan na poniedziałek
Kogo / co dzisiaj (w poniedziałek) spotkasz na festiwalu?

Najciekawsze filmy poniedziałku

Plan na wtorek
Kogo/co jutro (we wtorek) spotkasz na festiwalu?

Najciekawsze filmy wtorku

W tym dziale również

Google Translate

Aktualności Tofifest